Sztuki walki – zdrowie to czy szkoda zachodu

Skąd pomysł, aby w portalu tyczącym fryzjerstwa, stylizacji i zdrowia zamieścić artykulik o sztukach walki? Ano o zdrowiu będzie właśnie. Tekst kieruję głównie do Pań, ale wierzę, że i Panowie coś dla siebie znajdą.

Jak to jest, że coraz więcej niewiast (bo o facetach nie wspomnę, jako że zazwyczaj kierują nami inne motywacje) regularnie ćwiczy sztuki walki i czerpie z tego radość?

Wbrew obiegowej opinii, sztuki walki nie są wyłącznie domeną młodych, nafaszerowanych adrenaliną mężczyzn – szkolenie bojowe może być tylko wisienką na torcie. Coraz częściej sztuki walki są praktykowane przez osoby, dla których ważne jest poszukiwanie doskonałości w rozwoju ducha i ciała. Mówimy w tym miejscu o trenowaniu dla przyjemności, dobrego samopoczucia, powiedzmy – dwa razy w tygodniu. Czymś zupełnie innym jest ćwiczenie pod kątem startu w zawodach, nawet amatorskich.

Kobiety ćwiczą inaczej niż mężczyźni – rzadziej chcą nauczyć się bić, choć i to się zdarza, najczęściej powodem jest chęć opanowania samoobrony. I tu muszę umieścić ostrzeżenie: skuteczna samoobrona to lata ćwiczeń, przyjmowania jak najbardziej realnych ciosów i, co najważniejsze, przełamanie psychicznej bariery przed zrobieniem krzywdy bliźniemu. Proponuję dodatkowo pamiętać, iż ewentualny napastnik to często mężczyzna: większy, cięższy i mający statystycznie 40% więcej masy mięśniowej i, co najistotniejsze, nie mający właśnie oporów przed atakiem. Moja rada: w razie czego, zwiewać jak się da.

Dla kobiet sztuki walki mogą być sposobem na zachowanie zdrowia, kondycji i dobrej formy, oraz – co nie mniej ważne – pięknej figury, o ile ktoś nie chce wyglądać jak szkielecik, bo trenując sztuki walki, mniejsze ma prawdopodobieństwo zachowania takiego wyglądu. Co trening odnosimy małe zwycięstwa nad sobą (choćby przyjechanie na trening po pracy jest samo w sobie czynem heroicznym), rozwijamy się, przełamujemy swoje opory, niemożności, stopniowo zapominamy, że istnieje fraza „nie mogę”. Ćwicząc odczuwamy zadowolenie, w organizmie wyzwalają się endorfiny (tzw. hormony szczęścia, które uwalniają się także podczas zbliżeń seksualnych), co powoduje uczucie błogostanu i swoistej lekkości.

Innymi słowy treningi (i tu nie tylko sztuk walk) sprzyjają przeżywaniu pozytywnych emocji, dobrze robią na popularną “depresję jesienną”, zmniejszając uczucie przygnębienia. Pozwalają także oderwać się od codziennego życia, poznawać nowe osoby.

Zbyt pięknie to wygląda. Prawda. Trenując trzeba wziąć także pod uwagę: ból (po nieudolnym uderzeniu, złym padzie), kontuzje (np. wynikające z niedostatecznej rozgrzewki lub nieprawidłowego wykonania technik), siniaki (powód – jak wyżej) i chłopaka, partnera, męża albo ojca – nieaktualne pominąć, który czasem puka się z politowaniem w czoło widząc, jak smarujecie kolejnego siniaka żelem przyspieszającym wchłanianie krwiaków. Bo kto to widział, żeby niewiasta takie rzeczy wyprawiała. Widział, widział. I dobrze. Oby było Was, drogie Panie, ćwiczących jak najwięcej.

W osobnym artykule, który zostanie opublikowany niebawem, zawrę skrócony leksykon popularnych sztuk walk oraz garść porad, jak wybrać dla siebie treningi i na co zwracać uwagę.