Jak choć trochę oszukać naturę?

Podobno natury nie da się odszukać… a jednak miliony kobiet na całym świecie robią to codziennie. Doklejają i wydłużają nie tylko rzęsy ale i paznokcie, czy włosy. Zakładają szpilki, by ich nogi wydały się dłuższe, a sylwetki smuklejsze. Nakładają na siebie balsamy brązujące, by cieszyć się ładnym kolorem skóry nawet zimą. Do tego, przy użyciu makijażu, z powodzeniem ukrywają oznaki starzenia, a także te drobne (i całkiem spore też) defekty skórne. Kobiety „ogrywają” matkę naturę na wiele sposobów, a pomagają im w tym firmy kosmetyczne i odzieżowe. Na rynku dostępne są całe gamy produktów „poprawiających wygląd” bez użycia skalpela. Podkłady, korektory, produkty do przedłużania rzęs, dopinki do włosów, kremy i wypełniacze zmarszczek, bronzery i rozświetlacze, produkty „spalające” tłuszcz i wiele innych, których nie sposób tu wszystkich wymienić. Do tego odzież „korygująca”, bielizna wyszczuplająca, biustonosze typu „push up”, szpilki itp. Kobiety posiadają więc wcale niemały „oręż” w walce z brakami i niedoskonałościami natury. Pytanie, które coraz częściej wybrzmiewa jednak, nie tylko w głowach nas samych, ale także już i w prasie czy telewizji – „czy to ma sens”? Czy warto udawać kogoś, kim się nie jest? Gdzie jest granica, między delikatnym ulepszeniem, a zrobieniem z siebie czegoś „sztucznego i nienaturalnego”? Oczywiście na to pytanie każda kobieta musi sobie odpowiedzieć sama. To od nas bowiem zależy, jak daleko chcemy się posunąć w ulepszaniu samych siebie. Tak więc chyba dopóki robimy coś w zgodzie ze sobą, nikt nie powinien nam wytykać, że robimy coś nie tak.